Jak wyznaczać dziecku granice?

autor Klaudia
dziecko bawiące się w błocie

Czy należy wyznaczać dzieciom granice? Pewnie większość rodziców powie, że tak. Ale jak to robić? Czym się kierować? I gdzie dokładnie te granice postawić?

Gdy mój synek zaczął raczkować, a potem chodzić, zastanawiałam się, na co mu pozwalać, a na co nie. Oczywiście na pierwszym miejscu stawiałam jego zdrowie i bezpieczeństwo. Jednak niewiele było takich sytuacji, w których by mu coś realnie zagrażało. Czy pozwalać Adasiowi wspinać się na stół? Stół nie jest wysoki, na podłodze jest wykładzina, więc gdyby nawet spadł, to nic by mu się nie stało. Czy pozwalać mu skakać po kałuży? Pewnie się pobrudzi i zmoczy, ale nie sądzę, żeby z tego powodu się rozchorował. Nie wiedziałam, jak mam na to wszystko reagować i jakie przyjąć zasady. Z jednej strony nie chciałam Adasia nadmiernie ograniczać, z drugiej – nie zawsze miałam ochotę ponosić konsekwencje tego „nieograniczania”.

Do tego dochodziły jeszcze inne kwestie. Choć dobrze wiedziałam, że małe dzieci mają silną potrzebę eksplorowania i jest to bardzo ważny etap rozwoju, to mimo wszystko trudno mi było spokojnie patrzeć na pierwsze oznaki autonomii Adasia. Ciągle się bałam, że coś mu się stanie, albo że z czymś sobie nie poradzi. Dodatkowo, martwiłam się również tym, co sobie pomyślą inni ludzie. Na przykład, gdy zobaczą, jak mój syn wdrapuje się na stół. A po stole się przecież nie chodzi. Albo gdy zobaczą, jak beztrosko tapla się w brudnej kałuży: Matka, która nie panuje nad dzieckiem? Matka, która na wszystko pozwala?

Po pewnym czasie, dzięki pracy nad sobą, wyluzowałam. Udało mi się zmniejszyć lęk o Adasia i bardziej zaufać jego umiejętnościom. Uodporniłam się także na opinie i osądy innych ludzi. Tyle, że nadal nie znałam odpowiedzi na pytanie: Czym dokładnie się kierować w wyznaczaniu dziecku granic? Dawałam synkowi dużo swobody, co według mnie było dobre, ale przecież nie mogłam (i nie chciałam) pozwalać mu na wszystko.

Wszyscy zgodzimy się co do faktu, że dzieci potrzebują granic. Ale czym właściwie są te granice? To bardzo ważne pytanie. Najczęściej mówiąc o granicach mamy na myśli zasady. Dążymy do tego, by wpoić dzieciom zasady dobrego wychowania: co wolno, a czego nie wolno, jak należy się zachowywać. Ale kto te zasady ustala? I czy istnieje jakiś uniwersalny zbiór zasad, określający co można robić, a czego nie, który sprawdziłby się w każdej sytuacji? Nie, nie istnieje. Oczywiście mamy Dekalog, poza tym większość ludzi przyjmuje pewne normy moralne, takie jak: nie krzywdzimy innych, nie stosujemy przemocy, itp. Są to jednak bardzo ogólne wytyczne i nie rozwiewają one większości wątpliwości dotyczących życia w rodzinie i relacji z małymi dziećmi.

W końcu doznałam olśnienia. Tak naprawdę nie trzeba żadnych granic wyznaczać! Dlatego że każdy z nas – i rodzice, i dzieci – ma już swoje własne granice. Nie musimy też powoływać się na zewnętrzne normy i zasady, ponieważ nie zawsze mają one swe odniesienie, a ponadto nie uwzględniają chociażby naszych potrzeb, naszego samopoczucia oraz innych istotnych w danej sytuacji czynników. Wystarczy natomiast, że odwołamy się do naszych osobistych granic i na bieżąco będziemy je dziecku komunikować. Bardzo pomocna jest w tym samoświadomość. Dobrze jest odpowiedzieć sobie na pytania: co lubię, czego nie lubię, z czym czuję się dobrze, a z czym źle, co mi przeszkadza, a co nie stanowi dla mnie problemu, co jest dla mnie ważne, czego w danym momencie potrzebuję? Wystarczy, że w relacji z dzieckiem będziemy autentyczni i będziemy postępować zgodnie ze sobą.

Osobiste granice i potrzeby to coś, co jest naszym wewnętrznym drogowskazem. Oczywiście nie tylko my – dorośli – mamy te granice. Jak wspomniałam wcześniej, posiadają je również dzieci i jak najbardziej powinniśmy ich granice szanować i brać pod uwagę. Co z tego wynika? To, że uwzględniamy potrzeby dziecka oraz własne i szukamy optymalnych rozwiązań. Nie zawsze takie dobre rozwiązanie da się znaleźć. Czasami trzeba iść na kompromis, czasami trzeba poświęcić swoje potrzeby, a czasami potrzeby dziecka. Jednak zawsze dążymy do tego, by jak najwięcej potrzeb – naszych i dzieci – zostało zaspokojonych.

Do tej prostej prawdy doszłam po lekturze kilku mądrych książek. Pozwolę sobie przytoczyć tutaj jeden cytat:

„Granice to bardziej sposób opisania terytorium każdego człowieka niż jakieś zewnętrzne ograniczenia. Dzięki granicom ludzie wiedzą, gdzie kończy się dana osoba (w sensie fizycznym i psychologicznym) i zaczyna świat zewnętrzny, a w szczególności drugi człowiek. Oczywiście im bliższa relacja, tym częściej granice się ścierają i trzeba je uzgadniać. Trzeba wtedy zastanowić się, jak to zrobić, żeby wszystkie osoby, które biorą udział w interakcji, jednakowo czuły, że ich głos się liczy.”

Agnieszka Stein „Dziecko z bliska”

Zamiast stawiać dzieciom granice za pomocą odgórnych zewnętrznych zasad, myślę, że lepiej jest po prostu być wobec nich asertywnym. Komunikaty typu: nie wolno, nie można – warto zastąpić bardziej osobistym i autentycznym przekazem, np. nie lubię tego, nie podoba mi się, nie chcę – i ewentualnie podać przyczynę. Według mnie dobrze jest też pokazać dziecku alternatywne, bardziej akceptowalne zachowanie – być może dziecko robi coś, ponieważ nie wie, że dla innych jest to nieprzyjemne.

Postanowiłam pozwolić Adasiowi wspinać się na stół. On to uwielbiał, a mi tak naprawdę to nie przeszkadzało, chociaż troszkę bałam się, że spadnie i się potłucze (dla Waszej wiadomości: nigdy nie spadł!). Nie zgadzaliśmy się, żeby wchodził na stół tylko wtedy, gdy przy nim jedliśmy. A do chodzenia po kałużach kupiliśmy mu gumiaki. W gumiaczkach mógł szaleć do woli, ale gdy miał inne buty, mówiłam mu, że może wejść do kałuży tak tylko trochę, żeby nie zamoczyć bucików. I tak właśnie robił.

Jeśli nadal martwicie się o to, że kierując się jedynie własnymi granicami i rezygnując z wpajania dziecku zasad, nie nauczy się ono odróżniać dobra i zła, to powiem Wam coś w sekrecie: najlepiej przekazać dziecku, jak być dobrym człowiekiem – swoim własnym przykładem. Jak to kiedyś powiedział ktoś mądry:

Dzieci niechętnie słuchają swoich rodziców, za to chętnie ich naśladują. 🙂

– – –

Bardzo polecam następujące książki, dzięki którym dokładnie zrozumiałam pojęcie granic:

  1. Agnieszka Stein „Dziecko z bliska” – książka, która w przystępny sposób opowiada o tym, czym jest rodzicielstwo bliskości
  2. Jesper Juul „Nie z miłości” – o tym, jak z szacunkiem mówić dziecku „Nie”
  3. Z.A.Żuczkowska „Dialog zamiast kar” – o tym, jak rozmawiać z dzieckiem wykorzystując zasady Porozumienia bez Przemocy

– – –

PS 1. Opisane przeze mnie podejście pomaga mi w codziennym życiu i w budowaniu fajnej relacji z moim synem. Wolę odwoływać się do moich własnych granic niż do ogólnych zasad, aczkolwiek wydaje mi się, że w pewnym zakresie jest to po prostu kwestia nazewnictwa.

PS 2. Co jeszcze się u nas  sprawdza? Negocjacje i ustalanie własnych zasad! Bardzo polecam! Negocjując z małym dzieckiem, możemy zobaczyć, jak rozwija się u niego proces myślenia. Jest to świetny sposób na to, by dziecko nauczyło się walczyć o swoje interesy, jednocześnie biorąc pod uwagę interesy drugiej strony. 🙂

Zapraszam do polubienia mnie na Facebooku:

Klaudia Bloguje

Przeczytaj również:

Recenzja książki “Dialog zamiast kar”

Fałszywe przekonania na temat dzieci

Jak radzić sobie z napadami złości u dziecka?

Jak mądrze kochać dziecko?

Recenzja świetnej książki “Spokojni rodzice, szczęśliwe dzieci. Bliskość zamiast krzyku”

Zobacz również

Zostaw komentarz

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.